Tuesday 2 July 2013

Mama odzyskuje Zen




Mam! W koncu ja odzyskalam. Tylko na chwile, gdyz rzeczywistosc szybko przepedzila ten ulotny stan. Ale udalo mi sie ja osiagnac a to znaczy ze bede mogla zrobic to ponownie. Rownowaga. Zapomnialam juz ze norma jest tak wspaniala.

Bo na codzien jest chaos. Odkad mam wiecej niz jedno dziecko  moja relacja z dziecmi jest jak chodzenie na przepascia po waskiej linie. Jeden falszywy ruch i nie wiem, co moze sie wydarzyc? Bo to wszystko jest nowe. A mama zbyt czesto jest sama z dziecmi.

3 doby z niemowlakiem i dwulatkiem na lonie natury, mojej czulej matki, brutalnie przywrocily balans tego rozchwianego systemu. Bez mozliwosci ucieczki w murowane sciany, bez zmywarki i bez klockow lego, bez biezacej wody na wyciagniecie reki.  Bez scian ktore oddzielaja pokoj w ktorym spie z niemowlaczka od tego w ktorym dwulatek spi z Tatusiem. Bez piekarnika, ale przy ognisku. Bez kanalu jim jam, ale z dzieciakami i zwierzakami dookola. Bez fejsbuka ale wsrod znajomych. Po prostu na  biwaku.


Poczatki byly ciezkie. Kiedy mama K zabrala dwuletniego synka za namiot, zebym nie widziala jak daje mu klapsa, poczulam ze to nie jest miejsce dla mnie. Ze tu mnie nikt nie zrozumie, nie wesprze tak jak w moim wirtualnym namiocie, ale ci realni wspolplemienni przez te kilka dni bliskosci zdemaskuja mnie, zobacza ze sobie nie radze z dziecmi, a przeciez oni by krotko ucieli proby buntu i ataki zazdrosci, wyszydza mnie i ocenia srogo. Zamykam sie w sobie i robie dobra mine do zlej gry.

Siedzac przy ognisku nie nuce starych dobrych utworow, bo jeszcze sei dzieci obudza. I tak jest zdecydowanie zbyt glosno! Co chwile podchodze do namiotu, w ktorym spia dzieci i nasluchuje... Gwar od ogniska coraz bardziej mnie drazni. Pozyczam papierosa i chowam sie za namiotem. Wyrzuty sumienia, przeciez karmie piersia - gasze w polowie.  Nie chce tu byc, chce schowac dzieci w bezpiecznym domu, wole byc na fejsie wsrod swoich, w mojej RB bance mydlanej. Bezpiecznie. Znajomo. Cicho i jasno pomimo glebokiej nocy.

Nerwowo spradzam zegarek  - juz grubo po polnocy. Z kazda minuta coraz bardziej nie chce tu byc. Od porodu codziennie chodze spac o 11. Nie wyspie sie! Badzcie juz cicho, nie cieszcie sie tak, nie spiewajcie juz. Przeciez ja nawet nie wiem czy moje dzieci tam zyja w tym namiocie. Skad mam wiedziec skoro nie mam wlaczonej niani z tomme tippee? Trzecia nad ranem. Nie jestem cool. Idzcie juz wszyscy spac albo idzcie w cholere! Bo w takim halasie to ja w zyciu nie usne w namiocie!

Marudza pod nosem. Rozchodza sie. Zasypiam.

W moim post-pologowym haju nie widze paranoi stanu w ktory sie zapedzilam. 

W nocy kilka razy budzi mnie 7 tygodniowa Nell. Karmie i spie dalej.

Zdecydowanie zbyt szybko budza mnie pierwsze promienie slonca. Otwieram materialowe drzwi i wypuszczam starszaka na otwarta przesten. Wroci jak bedzie glodny. Nell na swiezym powietrzu nie pilnuje mnie, bo ja nie uciekam. Natawiam wode na kawe. Gotuje sie 20 minut. Mam czas. Smakuje nieziemsko! Jem jajecznice i baked beans cieszac sie wschodzacym sloncem. Nie pamietam juz o zmeczeniu. Z recznikiem na szyi ide pod prysznic. Nell pod opieka jakiejs cioci spi slodko.

Ktos obczail stary fort w poblizu. Jedziemy, plyniemy statkiem, zwiedzamy, siedzimy na wybrzezu. Glod nas wygania. Na jednopalnikowej kuchence gotuje makaron z sosem ze sloika. Nie zawsze musi byc organic. Smakuje bosko. Dziecko starsze moje zwachalo zarcie i sie pojawilo kolo stolu. Jestes synku! Dawno cie nie widzialam. Zjedz sobie. Jak bedziesz chcial spac, to przyjdz, mamusia ulula w namiocie.

Znika. Co sie dziwic, czeka na niego cale pole zabawek: trawa, kije, popiol z ogniska, kamienie. Dzieci wniebowziete.
Zjawia sie kilka godzin pozniej i ciagnie mame z Nellka przy piersi do namiotu. Oboje zasypiaja sluchajac bajki o zaczarowanych jabklach. W domu nigdy nie odwazylam sie ich oboje naraz usypiac, I nigdy nie spali w tym samym czasie... Jedno wtulone pod pacha, drugie na moim brzuchu. Zamieram w blogosci chwili. Po raz pierwszy czuje sie szczesliwa jako mama dwojki.

Zza namiotu dobiegaja dzwieki rozpalanego ogniska. Rozmowy wspolplemiennych, smiech dzieci. Fajnie ze sa tak blisko. Dzis nie bede sie silic na bycie cool. Poslucham Was, ale zostane tu, w tej mojej materialowej przestrzeni, w ktorej odnalazlam rownowage. Naciesze sie chwila. Dolacza Maz. Cieszymy sie soba... Sama nie wierze, ze to sie dzieje. Ale jest pieknie. Dzieci spia spokojnie tuz obok.

Zasypiamy, kiedy nasze organinizmy potrzebuja snu. Budzimy sie, gdy swiat budzi sie do zycia. Jemy, kiedy jestesmy glodni, a nie wtedy kiedy znudzeni. Cieszymy sie z krotkich momentow, w ktorych dzieci domagaja sie naszej uwagi.

Mamo, ja nie chce do domu.... Brudny dwulatek marocze przed zasnieciem w foteliku samochodowym.

Codzienna rzeczywistosc probuje wepchnac w stare schematy, budzi stare leki i niezdrowe emocje. Ale mam sile im stawic czola. Wiem ze szczescie jest mozliwe. Nawet z dwojka malych dzieci.


3 comments:

  1. Trochę nie rozumiem tytułu twojego bloga. Przecież piszesz że ojciec dziecka śpi w pokoju obok. Czyli że nie jesteś sama tak? Na czym ta samotność polega jeśli mozesz odpowiedzieć?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem sama bo tak sie czuje. Jestem mezatka, chyba nawet szczesliwa przewaznie. Ale to nie zmienia faktu, ze od rana do osiemnastej jestem sama odpowiedzialna za zaspokajanie wszystkich potrzeb moich - teraz juz sztuk 2 - dzieci. Potrzeba bezpieczenstwa, potrzeba zabawy, potrzeba wiedzy, roznorodnosci, pozdaku. Kurde to troche duzo na jedna osobe. Matka sama z dwojka dzieci to patologia z punktu widzenia naszego kontinuum. W pierwszym wpisie probowalam wytlumaczyc tytul blogu. nie wiem czy trafnie.

      Delete
  2. Słyszę i rozumiem że możesz się tak czuć, może się tak ostatecznie czuć każdy nawet ktoś kto ma rodziców i teściów obok którzy odciążają i nianie i gosposie. To subiektywne jak się ktoś czuje i nikomu nic do tego z jednej strony. I jedna strona mnie to rozumie. Druga strona z taką samą szczerością odczuwa (sory że tak szczerze to piszę) irytację. Jestem zirytowana kiedy słyszę że moja sąsiadka u której cały czas jej ktos pomaga z dzieckiem jest nieustannie zmęczona i czuje się sama. mam ochotę krzyknąć niewierz o czym mówisz!! czuję jakby ktoś wtedy ze mnie kpił. ja jestem sama z jednym wprawdzie dizeckiem od 4 miesiąca ciązy. Ojciec dziecka zupełnie się odciął. Moi rodzice są daleko i mają swoje sprawy widujemy się raz do roku. Większość znajomych i przyjaciół wyjechała za granicę. Kiedy jesteśmy obie chore niema nam kto zrobić zakupów. niema praktycznie momentu żeby ktoś mi został z dzieckiem choćby na pół godziny. Kiedy słucham więc że ktoś ma szczęśliwego współmałżonka który do tego się angażuje na 14 godzin na dobę i że jest sam...sama nie wiem co czuję. Myślę że mimo próby (na prawdę) zrozumienia i dobrych intencji mam po prostu ochotę powiedzieć że nie wiesz co mówisz. sory

    ReplyDelete